poniedziałek, 25 listopada 2013

Chirurdzy ludzkich dusz

Ludzkość zawsze poszukiwała różnych sposobów na skuteczne odprężenie. W poszukiwaniach tych często skazani jesteśmy na niebezpieczeństwo zażycia groźnych dla naszego zdrowia i życia środków. Narkotyki stały się nieodłączną częścią naszej cywilizacji. Niewiele jest takich osób, które choć raz w życiu nie próbowałyby mocniejszych używek. Terapii w stu procentach zwalczającej uzależnienie dotychczas nie opracował jednak nikt. Znane są natomiast niechlubne próby zatrzymania zjawiska.

Dziś opowiem o ciemnej stronie historii praktyki medycznej Państwa Środka. W latach 40. ubiegłego wieku część amerykańskich specjalistów przeniosła swój zakres zainteresowań w stronę lobotomii. Z racji, iż psychofarmakologia nie była wówczas dziedziną rozwiniętą na tyle, by wypełnić pewną próżnię w medycynie, niektórzy lekarze zaczęli się zastanawiać nad leczeniem chorób psychicznych za pomocą metod chirurgicznych. W 1949 roku przyznano nawet Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny portugalskiemu neurologowi Egasie Monizie. Mało kto ważył się kwestionować zasadność oraz wątpliwą skuteczność przyjętych metod. Dopiero po pewnym czasie wyszedł na jaw brak udokumentowanych efektów tego rodzaju „terapii”. Niestety, część świata medycznego zdążyła się już zainspirować nowym podejściem. Propagatorem lobotomii w Stanach był Walter Freeman, nazywany wówczas „chirurgiem ludzkich dusz”. Aby dotrzeć do mózgu, najpierw traktował swoich pacjentów elektrowstrząsami, a następnie sięgał bo gruby szpikulec, by wbić go w przestrzeń między powieką i gałką oczną. Portugalski pionier lobotomii zamiast szpikulca stosował natomiast wiertło. U siedmiu spośród dwudziestu leczonych tą metodą pacjentów zniknęły objawy schizofrenii, depresji i innych zaburzeń psychicznych. Pojawiały się jednak skutki uboczne w postaci wymiotów, zawrotów głowy oraz totalnego zobojętnienia na świat. Moniz uznał jednak, że ustanie objawów chorób to wystarczający powód do przeprowadzania terapii na szerszą skalę. 

Moda na lobotomię rozprzestrzeniła się bardzo szybko po decyzji ogłoszonej przez noblowski komitet. W latach 50 w Europie za pomocą lobotomii zaczęto leczyć homoseksualistów, a w Japonii tzw. „trudne dzieci”. Na szczęście 1955 roku wprowadzone zostały do oficjalnego obiegu pierwsze środki psychotropowe. Rozwój mediów oraz idący z nim w parze wzrost świadomości społecznej pozwoliły na zaprzestanie stosowania barbarzyńskich środków. Ludzie dostrzegli niezdolność do codziennego funkcjonowania osób leczonych w ten sposób. Nie do pomyślenia dla nas jest fakt, że przez cały czas dążono do tego, by zabieg lobotomii mógł być przeprowadzany w warunkach domowych, z zastosowaniem prostych narzędzi. Chińscy lekarze natomiast poszli dalej. Stwierdzili bowiem, że przetestują metodą pod kątem leczenia uzależnień, przede wszystkim od heroiny, tak w moim kraju powszechnej. Podczas takiego zabiegu przez otwory w czaszce wprowadzane były długie elektrody. Przepływające impulsy elektryczne miały za zadanie zabijać neurony znajdujące się w tzw. jądrze półleżącym. Wszystko działo się w stanie pełnej świadomości pacjenta. Dopiero w 2004 rząd chiński zakazał stosowania lobotomii ze względu na brak wystarczających dowodów naukowych na jej skuteczność. 

Natury człowieka nie da się zmienić. Może tego dokonać tylko on sam. Choroba to stan nierównowagi organizmu i w takich kategoriach rozpatruje ją tradycyjna medycyna chińska. Wszelkich powodów złego samopoczucia należy dopatrywać się w złej diecie oraz stylu życia. Agresywna inwazja w nasz przepływ energii jest wysoce niewskazana.

0 komentarze:

Prześlij komentarz